Przytulanki i inne "uszytki" na zamówienie.


wtorek, 16 sierpnia 2011

Ulubiona sukienka...

Brakowało mi jakieś przewiewnej, kwiecistej, prawdziwie letniej sukienki, niby szafa pęka w szwach, a tej ulubionej jakoś tam nie miałam. Dostałam od teściowej spódnicę z pięknego, kwiecistego materiału. Spódnica suto marszczona z karczkiem, długość do połowy łydki, krój mocno babciny, ale wzór na materiale uroczy- dziewczęcy.  Odprułam karczek i okazało się, że materiału jest tyle, że spokojnie starczy na maxi sukienkę. Uszyłam szybko, bo krój prosty, na ramiączkach, a pod biustem gumka, bo takie lubię. Maxi przy ruchliwym dziecku nie sprawdziła się wcale, za wąska była, a głupio wyglądałabym bez zęba na przedzie ;-). Sukienkę obcięłam i na dole też wszyłam gumę, którą podczas likwidacji pasmanterii po Arkadami zakupiłam w ilości hurtowej i tak powstała moja ukochana sukienka. Podobną dostała Przyjazna Dusza na urodziny, uszytą z czarnego materiału w makowy wzór.




piątek, 22 lipca 2011

Historia pewnego t-shirta...

Po uszyciu wielkiego bezimiennego helikoptera zostały mi skrawki papieru do naprasowanek. Wzięłam flamaster i wymyśliłam taki oto t-shirt dla Jędruli. Niewykluczone, że zostanie wykorzystany podczas urodzinowej imprezy plenerowej naszego dwulatka.

Wczoraj czytałam post bagladyshop o buncie dwulatka, a dzisiaj doświadczyłam, nie pierwszy raz, skrajnej zmiany nastroju, co potrafią tylko dzieci i osoby niezrównoważone, fotorelacja poniżej. Robienie zdjęć trwało góra 5 minut, a zdążyliśmy przerobić wszystkie nastroje, płacz, śmiech, zainteresowanie, złość, trafił się nawet wymuszony uśmiech. Z góry wyjaśniam, płacz spowodowany był moją odmową sprawdzania, co tam w aparacie można popsuć.



 
 

czwartek, 21 lipca 2011

Pierwsze zamówienie...

    Pierwsze zamówienie zostało zrealizowane, uszyłam wielki, bo ponad 50 cm helikopter dla AEGEE-konstanz. Helikopter czeka na odlot, a ja z niecierpliwością czekam na opinię :-)

     Od jakiegoś czasu przebywam na działce, więc jak tylko skończy się lato wpisy będą bardziej regularne, chyba że ktoś zechce mnie zatrudnić.  
W międzyczasie uszyłam dla siebie dwie sukienki, jedną sukienkę urodzinową dla Przyjaznej Duszy i auto dla córy Przyjaznej Duszy, które mam nadzieje uda mi się pokazać w późniejszym czasie.  

poniedziałek, 16 maja 2011

coś się rusza...

Zmobilizowałam się, a właściwie dostałam kopa mobilizującego i od dzisiaj moje prace można kupić tu: ArtStacja
Wczoraj skończyłam też nowy helikopter o imieniu Leon, który jest do kupienia właśnie na ArtStacji. Zapraszam :-) 

czwartek, 5 maja 2011

zaległości czas nadrobić...

Długo mnie nie było i długa jest historia mojej nieobecności. Lekarze chcieli mnie wykończyć, ale się nie dałam i z 39 stopniową gorączką, zanim ktoś zechciał mnie przyjąć do szpitala i wyleczyć, całkowicie ręcznie stworzyłam taki oto helikopter, który pełen dobrych myśli zaraz poleciał do Konstanz i mam nadzieję, że mu tam dobrze ;-)







piątek, 8 kwietnia 2011

helikopter Hipolit szuka domu...

Szukając inspiracji doszłam do wniosku, że prawie nie ma przytulanek dla chłopców, chyba, że misie i inne zwierzaczki. Jak już kiedyś pisałam Jędrka interesują tylko w zakresie 30 sekundowym. Zmobilizowana przed Pewną Dobrą Duszę postanowiłam wystawić na sprzedaż jedną przytulankę i tak oto powstał Hipolit, mięciutki, przesympatyczny, uśmiechnięty helikopter. Wymiary: długość- 25 cm; szerokość- 12 cm/ w najszerszym punkcie. 



Cena 30 zł (+ koszty wysyłki). W razie pytań proszę o e-maila.  Zapraszam :-)

piątek, 25 marca 2011

zabawa :-)

Zaproszona do zabawy przez Pomidorrrę  mam zdradzić trzy swoje tajemnice, ma to być coś, czego o mnie nie wiecie. Niektórych pewnie nie zaskoczę.
  1. Pracę inżynierską pisałam o cysternach ciężarowych, zawsze chciałam pracować jako spedytor, nie udało się niestety i chyba jest już za późno. 
  2. Jestem zołzą i nie lubię psów, a zwłaszcza psich kup, potrafię gonić z dzieckiem w wózku jakąś paniusię po parku i głośno komentować to, że nie posprzątała po swoim psie. Wiem, wiem, nie ma czym się chwalić.
  3. Uwielbiam czytać i kupuję przynajmniej jedną książkę w miesiącu. Ostatnio z braku czasu na zagłębienie się w lekturze, przestałam czytać ambitniejsze książki i zadowalam się lekturą łatwą i przyjemną. Właśnie skończyłam "Diablica w klubie kobiet"  Lindy Francis Lee, polecam. Marzy mi się biblioteczka z prawdziwego zdarzenia do moich zbiorów :-)
Chciałam napisać coś jeszcze, jestem paplą i nie potrafię utrzymać w tajemnicy dobrych wiadomości, te złe staram się zachować dla siebie.


Chciałam prosić o trzymanie kciuków, staram się o prace, na której bardzo bardzo mi zależy, konkurencja jest ogromna i mam nadzieję, że chociaż mnie na rozmowę zaproszą.  

czwartek, 24 marca 2011

Upominki...

Opaska zrobiona dla pewnej uroczej dziewczynki, koleżanki Jędrka, a mojej potencjalnej synowej ;-)



Lalek na poprawę humoru, ma być niespodzianką, więc mam nadzieję, ze obdarowana nie przeczyta tego zanim zdążę wysłać :-)
Miała być jeszcze tunika uszyta wczoraj, ale dopiero na zdjęciach zobaczyłam, ze muszę coś jeszcze poprawić 

Jędrek przekonał się do autka-przytulanki uszytej przeze mnie, zabrał ją wczoraj nawet na spacer.  

środa, 9 marca 2011

Broszkowo...

Broszki chodziły mi po głowie od jakiegoś czasu. Jeszcze nie mam pomysłu co z nimi zrobić, białą zapewne wykorzystam, już wiem nawet do czego. Ostatnia, to ta zapomniana. Zapomniałam nawet, że mam taką bluzkę, a co za tym idzie, że broszkę do niej przyczepiłam.




wtorek, 8 marca 2011

Spódniczka- czarowania wiosny ciąg dalszy...

Kiedyś podobną spódniczkę uszyła mi babcia, a właściwie były dwie, jedna dla mnie, druga dla mojej kuzynki. Uszyte były ze ślicznej, cieniutkiej flanelki w ładny wzorek :-) Byłyśmy wtedy w tym wieku, że chciałyśmy wyglądać tak samo, miałyśmy do nich białe koszulki i myślałyśmy, że nikt się nie skapnie, że nie wyglądamy identycznie. Na siostry jednak nie wyglądałyśmy, zwłaszcza na bliźniaczki. Ja z racji posiadania brata, w dodatku młodszego, miałam wielką chęć posiadania siostry, Marta siostrę już miała, więc presja była mniejsza ;-)
Pod koniec marca znowu zobaczę się z moja kuzynka i już nie mogę się doczekać, a może gdzieś jeszcze ma ta spódniczkę? :-)
Standardowo, jak to u mnie, materiał z odzysku, oczywiście pod nożyczki poszła dziewczęca sukienka. Wykorzystałam szeroką gumę i jest jak we wspomnieniach, a kokarda jest odczepiana, w razie jakbym ubrała coś dłuższego na górę.
Miałam pomocnika przy robieniu zdjęć ;-)
P.S.: Właśnie doznałam olśnienia, że zamiast kokardy kwiat będzie :D 

Wiem, że jak to zobaczy jakaś krawcowa, to umrze ze śmiechu.

czwartek, 3 marca 2011

Co robi kura domowa w tłusty czwartek? Wiadomo...

tłuścieje ;-)
      Jak na kurę domową przystało nasmażyłam jak dla wojska :) Przepis mój własny.
Będącym na diecie życzę wytrwałości w ten dzień!

środa, 2 marca 2011

Kwiaty we włosach potargał wiatr...

Może, nie we włosach, ale o kwiatach będzie.
Kiedyś dostałam od kogoś próbniki firan, takie jakie znajdują się w sklepach z firanami. Jakiś czas temu byliśmy na weselu i po wielu przemyśleniach pt."co ubrać", postawiłam na klasykę, czarna ołówkowa sukienka. A żeby nie było smutno postanowiłam ją ożywić, najpierw miała to być czerwona  róża, ale moje ogniste włosy i czerwona róża? Za dużo. Wygrzebałam kawałki firan i przystąpiłam do pracy. Oto efekt:


Niestety drugi kwiatek gdzieś mi zaginął, a to z nim najwięcej miałam pracy, jak znajdę, to uzupełnię post :)


 Ten kwiatek, wykonany został ze starego zamka, miał ukryć skazę na bluzce, ale wyglądał jak trzeci cycek, więc czeka cierpliwie na zastosowanie.


























Ten miał być kwiatkiem we włosy na inne wesele, ale skończył na mojej ulubionej czarnej marynarce :)



Ten stary jak świat, zrobiłam kiedy był boom na kwiatki szydełkowe.


Musicie mi wybaczyć jakość zdjęć, mam szczelnie zasłonięte okna (poszewkami na kołdrę). Remontują mi balkon, znowu.


Mobilizuję się, żeby zrobić zdjęcie w mojej ukochanej tunice.

poniedziałek, 28 lutego 2011

recyklingowe autko brrrruuuum...

      Mój syn ma już ukształtowane zainteresowania, być może chwilowo ukształtowane. Misie, króliczki, żyrafy i inne posiadane maskotki są atrakcyjne tylko wtedy, kiedy można im wydłubać oko ;-) Interesują go natomiast wszelkie pojazdy i zaskakujące jest, że nikt go nie uczył, a on wie jak się nimi bawić. Miałam niedawno okazję obserwować Jędrka i jego koleżankę Ewę. Są w tym samym wieku, Ewa przytulała lalkę, kładła ją spać i dawała buziaka, Jędrka lalka przeraziła i zaraz znalazł samochód którym się bawił wydając przy tym ciekawe dźwięki. Ma  jedną maskotkę "lalka", męski odpowiednik lalki i czasami go przytuli, ale zainteresowanie pryska po 30 sekundach.
W związku z tym, zainspirowana przez Pomidorrrę, postanowiłam uszyć Jędrkowi przytulankę autko. A żeby całkiem jak u mnie, wykorzystałam dziewczęcą bluzeczkę i nogawki spodni dżinsowych męża (za jego przyzwoleniem, żeby nie było). Paluchy mnie bolą strasznie, bo wyjątkowo wszystko fastrygowałam (!) i czarne obszycia robiłam wełną, a że materiał podwójny, bo bawełnę usztywniłam dżinsem, to połamałam 2 igły. W naparstku szyć nie potrafię, to mam za swoje.
W momencie pisania przyszedł mi do głowy jeszcze pomysł na dodanie tablicy rejestracyjnej z imieniem syna. Na razie Jędrek śpi, więc test akceptacji po przebudzeniu. Coś mi się wydaje, że jak zobaczy, że kółka się nie kręcą, to zachwytu nie będzie.
Przytulanka spodobała się mężowi i zażyczył sobie taki breloczek, więc pędzę działać :-)



poniedziałek, 21 lutego 2011

Zaczarować wiosnę

Postanowiłam na przekór panującej aurze zaczarować wiosnę albo właściwie zawstydzić zimę. Liczę na to, że zima widząc mnie w tak lekkim odzieniu zawstydzi się i odpuści choć trochę. Płaszczyk kupiony w lumpku pod wpływem chwili, w dodatku mierzony na koszulkę wydawał się idealny, to nic, że metka sugerowała coś innego. I tak nabyłam płaszczyk, a może kurtkę w rozmiarze 34 (sic!) oraz z uszkodzona mocno podszewką. Niestety jak to na gapę przystało, nie zrobiłam zdjęć przed operacją. A żeby ta wiosnę zaczarować jeszcze bardziej, podszewkę ozdobiłam łatkami w kwiatki i stebnówką zieloną nitką :)




Udało się przesunąć o 2 cm pod guzikami i na szwach bocznych o kolejne 2 cm, musiałam też podkroić trochę bardziej pod pachami :-) Jednak argumenty jakich użyłam, żeby to wszystko wyszło jak trzeba, nie nadają się by tu cytować. Damy takich słów publicznie nie używają ;-) I tego będę się trzymać!
Hmmm na zdjęciach nie wygląda tak atrakcyjnie, jak mi się wydaje, że wygląda...
Muszę się opanować i przystopować z postami.

Old McDonald had a farm, hiahiaho...

      Pokój dziecka to wyzwanie, ale podjęłam je z radością. Z założenia ma być kolorowy i cieszyć przede wszystkim dziecko :-)


Jeszcze zanim urodził się Jędrek, wybraliśmy się z mężem na zakupy do jakiego hipermarketu i jak to bywa trafiliśmy na promocję, podkładki dla dzieci na wagę ;-)  Rozbawił mnie osiołek na jednej z nich i w efekcie wybraliśmy chyba z dziesięć,  po przeliczeniu kosztowały nas po 0,10 zł za sztukę :-) Jak mówi pierwsze prawo zakupoholików, grzech nie brać ;-) Nie sztuka kupić coś gotowego i użyć tego zgodnie z przeznaczeniem, więc podkładka z kotkiem najpierw została przyklejona nad łóżeczkiem, ale kiedy Jędrek był już w stanie stanąć na własnych nogach w łóżeczku, kot przeżył bliskie spotkanie i nie wyszedł z tego cało, podkładka została brutalnie zerwana ze ściany. Po tej próbie sił, reszta została przyklejona wysoko, prawie pod sufitem. Mieszkanie jest blokowe, więc sufity nie są porażająco wysoko. 




Mój brat, który w przeciwieństwie do mnie jest uzdolniony plastycznie i w ramach prezentu na chrzciny postanowił namalować obraz na ścianie.  Zrobił szkic, który w trakcie bezsennych nocy spędzanych przy łóżeczku syna poprawiałam flamastrem. Chrzciny były, prezent został wymyślony inny, a farma pozostała tylko w konturach, jak to u mężczyzn bywa, gen spraw niedokończonych dał znać (gdyby taki gen nie istniał remontowana przez mojego męża łazienka byłaby skończona 1,5 roku temu ;-)). Po roku zaczęłam wypełniać kontury sama, żadne osiągnięcie, ale farma zaczęła "żyć". Już kiedy była w fazie szkicu Jędrek był nią zainteresowany i próbował naśladować dźwięki wydawane przez zwierzęta. Zostało jeszcze kilka drobnych rzeczy do zrobienia, ale można już pokazać Jędrkową farmę ( wybaczcie jakość zdjęć) :-). Z rozpędu dorysowałam miarkę wzrostu z owcą, niestety zdjęcia nie będzie bo aparat się zbuntował :-/

wtorek, 15 lutego 2011

Lekka przesada??


Tak, mam świadomość, że dwa posty dziennie to delikatnie mówiąc przesada, ale mam pewne zaległości, przez ponad rok nie miałam bloga. Domowy kurnik trochę na tym ucierpi, a ja korzystam z drzemki syna :).

W tym roku na dzień babci i dziadka zrobiłam taki oto przedstawiony poniżej kalendarz, podobał się a jakże, bo cały komplet babć i dziadków, zakochany jest w Jędrku po uszy i co by z jego podobizną nie było, to ich ucieszy. A mnie cieszy, że ich cieszy ;)


Darmowy program do robienia kalendarzy:  
http://www.eprogramy.org/programy-pc/program/1464













Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...