Przytulanki i inne "uszytki" na zamówienie.


poniedziałek, 28 lutego 2011

recyklingowe autko brrrruuuum...

      Mój syn ma już ukształtowane zainteresowania, być może chwilowo ukształtowane. Misie, króliczki, żyrafy i inne posiadane maskotki są atrakcyjne tylko wtedy, kiedy można im wydłubać oko ;-) Interesują go natomiast wszelkie pojazdy i zaskakujące jest, że nikt go nie uczył, a on wie jak się nimi bawić. Miałam niedawno okazję obserwować Jędrka i jego koleżankę Ewę. Są w tym samym wieku, Ewa przytulała lalkę, kładła ją spać i dawała buziaka, Jędrka lalka przeraziła i zaraz znalazł samochód którym się bawił wydając przy tym ciekawe dźwięki. Ma  jedną maskotkę "lalka", męski odpowiednik lalki i czasami go przytuli, ale zainteresowanie pryska po 30 sekundach.
W związku z tym, zainspirowana przez Pomidorrrę, postanowiłam uszyć Jędrkowi przytulankę autko. A żeby całkiem jak u mnie, wykorzystałam dziewczęcą bluzeczkę i nogawki spodni dżinsowych męża (za jego przyzwoleniem, żeby nie było). Paluchy mnie bolą strasznie, bo wyjątkowo wszystko fastrygowałam (!) i czarne obszycia robiłam wełną, a że materiał podwójny, bo bawełnę usztywniłam dżinsem, to połamałam 2 igły. W naparstku szyć nie potrafię, to mam za swoje.
W momencie pisania przyszedł mi do głowy jeszcze pomysł na dodanie tablicy rejestracyjnej z imieniem syna. Na razie Jędrek śpi, więc test akceptacji po przebudzeniu. Coś mi się wydaje, że jak zobaczy, że kółka się nie kręcą, to zachwytu nie będzie.
Przytulanka spodobała się mężowi i zażyczył sobie taki breloczek, więc pędzę działać :-)



poniedziałek, 21 lutego 2011

Zaczarować wiosnę

Postanowiłam na przekór panującej aurze zaczarować wiosnę albo właściwie zawstydzić zimę. Liczę na to, że zima widząc mnie w tak lekkim odzieniu zawstydzi się i odpuści choć trochę. Płaszczyk kupiony w lumpku pod wpływem chwili, w dodatku mierzony na koszulkę wydawał się idealny, to nic, że metka sugerowała coś innego. I tak nabyłam płaszczyk, a może kurtkę w rozmiarze 34 (sic!) oraz z uszkodzona mocno podszewką. Niestety jak to na gapę przystało, nie zrobiłam zdjęć przed operacją. A żeby ta wiosnę zaczarować jeszcze bardziej, podszewkę ozdobiłam łatkami w kwiatki i stebnówką zieloną nitką :)




Udało się przesunąć o 2 cm pod guzikami i na szwach bocznych o kolejne 2 cm, musiałam też podkroić trochę bardziej pod pachami :-) Jednak argumenty jakich użyłam, żeby to wszystko wyszło jak trzeba, nie nadają się by tu cytować. Damy takich słów publicznie nie używają ;-) I tego będę się trzymać!
Hmmm na zdjęciach nie wygląda tak atrakcyjnie, jak mi się wydaje, że wygląda...
Muszę się opanować i przystopować z postami.

Old McDonald had a farm, hiahiaho...

      Pokój dziecka to wyzwanie, ale podjęłam je z radością. Z założenia ma być kolorowy i cieszyć przede wszystkim dziecko :-)


Jeszcze zanim urodził się Jędrek, wybraliśmy się z mężem na zakupy do jakiego hipermarketu i jak to bywa trafiliśmy na promocję, podkładki dla dzieci na wagę ;-)  Rozbawił mnie osiołek na jednej z nich i w efekcie wybraliśmy chyba z dziesięć,  po przeliczeniu kosztowały nas po 0,10 zł za sztukę :-) Jak mówi pierwsze prawo zakupoholików, grzech nie brać ;-) Nie sztuka kupić coś gotowego i użyć tego zgodnie z przeznaczeniem, więc podkładka z kotkiem najpierw została przyklejona nad łóżeczkiem, ale kiedy Jędrek był już w stanie stanąć na własnych nogach w łóżeczku, kot przeżył bliskie spotkanie i nie wyszedł z tego cało, podkładka została brutalnie zerwana ze ściany. Po tej próbie sił, reszta została przyklejona wysoko, prawie pod sufitem. Mieszkanie jest blokowe, więc sufity nie są porażająco wysoko. 




Mój brat, który w przeciwieństwie do mnie jest uzdolniony plastycznie i w ramach prezentu na chrzciny postanowił namalować obraz na ścianie.  Zrobił szkic, który w trakcie bezsennych nocy spędzanych przy łóżeczku syna poprawiałam flamastrem. Chrzciny były, prezent został wymyślony inny, a farma pozostała tylko w konturach, jak to u mężczyzn bywa, gen spraw niedokończonych dał znać (gdyby taki gen nie istniał remontowana przez mojego męża łazienka byłaby skończona 1,5 roku temu ;-)). Po roku zaczęłam wypełniać kontury sama, żadne osiągnięcie, ale farma zaczęła "żyć". Już kiedy była w fazie szkicu Jędrek był nią zainteresowany i próbował naśladować dźwięki wydawane przez zwierzęta. Zostało jeszcze kilka drobnych rzeczy do zrobienia, ale można już pokazać Jędrkową farmę ( wybaczcie jakość zdjęć) :-). Z rozpędu dorysowałam miarkę wzrostu z owcą, niestety zdjęcia nie będzie bo aparat się zbuntował :-/

wtorek, 15 lutego 2011

Lekka przesada??


Tak, mam świadomość, że dwa posty dziennie to delikatnie mówiąc przesada, ale mam pewne zaległości, przez ponad rok nie miałam bloga. Domowy kurnik trochę na tym ucierpi, a ja korzystam z drzemki syna :).

W tym roku na dzień babci i dziadka zrobiłam taki oto przedstawiony poniżej kalendarz, podobał się a jakże, bo cały komplet babć i dziadków, zakochany jest w Jędrku po uszy i co by z jego podobizną nie było, to ich ucieszy. A mnie cieszy, że ich cieszy ;)


Darmowy program do robienia kalendarzy:  
http://www.eprogramy.org/programy-pc/program/1464













Jak pomóc?

    Od kilku lat w bardzo prosty sposób możemy pomóc tym, którym "nasze kochane państwo" nie za bardzo może pomóc, staram się wierzyć, że jednak chce i próbuje. Chodzi o wsparcie finansowe, niezbędne do leczenia, rehabilitacji, czy po prostu pomagające w czynnościach, których my nawet w naszym codziennym życiu nie zauważamy, traktując jako normalne. Mój 1% zawsze trafia do potrzebujących ludzi, nie lubię psów, więc nie miałam dylematów moralnych (tu mi się pewnie dostanie). Trudno jednak wybrać, jest tylu potrzebujących, a mi serce pęka, że nie każdemu można przekazać choć drobna kwotę. Od kiedy jestem mamą, ciężko mi przejść obojętnie obok prośby o wsparcie na leczenie dziecka. Pozwoliłam sobie na udostępnienie próśb o przekazanie 1%.  Może ktoś z Was jeszcze nie wie, co zrobi ze swoim 1%.



poniedziałek, 14 lutego 2011

Czapeczka dla koteczka :)

Mam na imię Ola i jestem uzależniona od lumpków.


I wcale się tego nie wstydzę, no może czasami, kiedy moje uzależnienie przybiera niepokojące rozmiary i wpadam w szał zakupów. Ostatnio jestem bezrobotna, tzn. jeśli brać pod uwagę pracę zarobkową, bo jestem pełnoetatową zarządzającą domowym kurnikiem. Często kupuję daną rzecz tylko dla materiału i tak też było w przypadku tej czapki, która pierwotnie była sukienka dla dziewczynki lat 5 :) Czapkę uszyłam według zmodyfikowanego wzoru wełnianej czapki, którą zrobiłam na drutach dla Jędrka zeszłej zimy. Oczy zostały wykonane z guzików, których mam cały zapas jeszcze po babci,często pojedynczych. Materiał jest na tyle elastyczny, że czapka przyda się również wiosną :)

Staropolskim obyczajem...

Zmobilizowałam się, trudno mi było, bo najgorzej to się zebrać w sobie, a później to już jakoś leci.


Witam na moim blogu, na którym będę się chwaliła (a co!) :). Na początek chciałam staropolskim zwyczajem powitać Was chlebem i solą :) Chleb nie byle jaki, tylko pieczony w domu, na zakwasie, zdrowy i pyszny. Na zdjęciu udało mi się uwiecznić już tylko nędzną resztkę, większość została już pożarta przez męża :)

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...